Aktualności

Krople pamięci i patriotyzmu – Jan Borek we wspomnieniach swojego brata Władysława.

15.05.2022

skan-20220308-1.png
skan-20220308-3.png
skan-20220308.png
skan-20220308-2.png
skan-20220308-4-min.png
skan-20220308-5-min.png
skan-20220308-6-min.png
skan-20220308-8-min.png
skan-20220308-9-min.png
skan-20220308-7-min-2.png

Urodzony 16 grudnia 1924 r. kapral Jan Borek, pseudonim „Jastrząb”, zginął 24
października 1946 r. jako żołnierz Wojska Polskiego oraz oddziału partyzanckiego „Śmiałego” Armii Polskiej, mając wtedy zaledwie dwadzieścia dwa lata.


W Lubatowej, w rodzinnym domu została mama i jego młodsze rodzeństwo: siostra Stanisława i brat Władysław, który dziś czeka w ogromnych emocjach na dzień, kiedy kości Janka spoczną nareszcie w lubatowskiej ziemi, w jego Małej Ojczyźnie, za którą poszedł walczyć jako „przymusowy” ochotnik w szeregach armii „ludowego” Wojska Polskiego. Tak, jak i wielu innych chłopców z Lubatowej i okolic, został przymusowo powołany do wojska, kiedy Armia Czerwona wyparła już stąd Niemców i władzę zaczął sprawować Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego.


W tym samym czasie ojciec Jana, Cyprian, również walczył z Niemcami. Już we
wrześniu 1939 r., wyruszył na wojnę i został skierowany do obrony południowej granicy Rzeczypospolitej. Z synem Janem ostatni raz zobaczył się, kiedy odwiedził rodzinny dom po rozbiciu jego oddziału przez Niemców i rozkazie odwrotu. Jan miał opiekować się rodziną pod jego nieobecność i nikt z nich wtedy nie przypuszczał, jak potoczą się ich losy. Cyprian powrócił do swojego oddziału i został wzięty do niewoli sowieckiej. Na szczęście udało mu się zbiec z terenów Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich wraz z armią gen. Andersa 1 . Jednak jego droga powrotna do Lubatowej była długa i wiodła przez Irak, Palestynę, Włochy i Wielką Brytanię. Kiedy powrócił do rodziny w 1947 r. jego pierś zdobiły odznaczenia, między innymi, za walki pod Monte Casino.


Cyprian był od dawna zaprawiony w boju, bo już jako osiemnastolatek, w 1917 r., został wcielony do armii austro-węgierskiej i walczył w Wielkiej Wojnie, jak mówiono wtedy o I wojnie światowej, a później dostał pobór do wojska, wtedy już polskiego i walczył z bolszewikami i Ukraińcami. Po bitwie pod Duniłowiczami (miasteczko na Białorusi) dostał się do niewoli rosyjskiej, gdzie strzegła go ręka opatrzności, bo w 1921 r. powrócił do domu, a przecież spośród 600 żołnierzy, którzy wpadli w ręce bolszewików przeżył zaledwie co czwarty.

W pamięci pana Władysława, utkwiło wspomnienie o tym, że ojciec jeszcze jako
kawaler został uznany za zmarłego, kiedy nie wrócił do domu po I wojnie, bo trafił do niewoli. Wszyscy myśleli, że umarł, ale potem Cyprian wrócił do Lubatowej. Pan Władysław nie pamięta już jak to się stało, że nie doszło wtedy do pogrzebu.


Podobnie było później z Janem, który walczył o Wał Pomorski i rodzina dostała
informację, że tam zginął, prawdopodobnie pomylono go z kimś lub on sam rozpuścił taką informację, kiedy postanowił przedostać się do oddziałów partyzanckich. Potem dowiedzieli się, że jednak żyje i walczy w szeregach AK. Ale taka wiedza była wtedy bardzo niebezpieczna i rodzina z nikim nie dzieliła się tą informacją ani nie szukali syna, żeby nie ściągnąć nieszczęścia na siebie albo na niego. Niedługo jednak nacieszyli się tym, że syn przeżył wojnę, bo wkrótce przyszła informacja, że Janek zaginął bez śladu, a później kolejna, że Janek jednak nie żyje. Nie było to w żaden sposób potwierdzone i rodzina nie dowiedziała się, gdzie, ani w jakich dokładnie okolicznościach Janek zginął. Później jednak nadeszła paczka z jego osobistymi rzeczami i listem, który nie pozostawił im już żadnych złudzeń: „…w dniu dzisiejszym zasnął snem wiecznym”. Wprawdzie podpis nie był czytelny, ale pieczęć należała do wówczas jeszcze sierżanta, Jana Ziomkowskiego „Śmiałego”, dowódcy oddziału „Churagan” (pisownia dosłowna). Taka sama pieczęć znajdowała się też na legitymacji.


Pan Władysław pamięta, jak później odwiedzali ich różni urzędnicy w asyście
milicjantów i przepytywali całą rodzinę czy wiedzą gdzie jest Jan, ponieważ nie było żadnych dowodów potwierdzających jego śmierć. Raz się zdarzyło, że urzędnik wziął wracającego z pracy nastoletniego wtedy jeszcze Władysława za Jana i chciał do niego strzelić, ale w ostatniej chwili uratował go milicjant, który pochodził z Lubatowej i znał rodzinę Borków.


Tak więc rodzina wiedziała, że Jan nie żyje i zaczęła podejmować próby odnalezienia miejsca jego pochówku, ale sytuacja polityczna w Polsce uniemożliwiała podjęcie normalnych działań. Od samego początku pomagał rodzinie ówczesny ksiądz proboszcz Nalepa, który korzystał ze swoich źródeł informacji, ale niewiele udało się osiągnąć. Później wszelkich starań dokładał również ksiądz proboszcz Edward Kwaśnik. Sytuację utrudniał fakt, że sam „Śmiały”, przed rozwiązaniem swojego oddziału w 1947 r. nakazał, by historia
śmierci „Jastrzębia” pozostała tajemnicą. Istnieje wprawdzie kilka wersji, jak doszło do jego tragicznej śmierci, ale nie ma możliwości potwierdzenia prawdziwości żadnej z nich.

 

W końcu jeden z kombatantów, który walczył w leśnych oddziałach w Małopolsce podpowiedział rodzinie, gdzie szukać informacji. Pan Władysław pamięta, kiedy pojechali w końcu w okolice Krzeszowa, ludzie nic nie chcieli mówić. Jakby się nadal bali, pomimo upływu lat i zmiany systemu.


Trwające kilkadziesiąt lat usilne starania rodziny zostały zwieńczone sukcesem w
lipcu 2019 r., kiedy dokonano ekshumacji zwłok nieznanego partyzanta z mogiły pod Leskowcem, a później przeprowadzono badania genetyczne, które potwierdziły tożsamość kaprala Jana Borka „Jastrzębia”.


Warto zaznaczyć, że dziś, oprócz Władysława, żyje jeszcze najmłodszy z braci
Borków, Stanisław, który urodził się już po śmierci najstarszego Jana oraz pięcioro dzieci po nieżyjącej już siostrze.


Wyjątkowe zasługi w tej historii mają też córki pana Władysława, zwłaszcza Alicja, która przejęła wiele obowiązków i działań za ojca, którego zdrowie nie pozwala już na dalekie podróże. A 2021 r. trzeba było pojechać do Warszawy, żeby odebrać noty potwierdzające identyfikację szczątków.


Chwała niech będzie pamięci tego dzielnego chłopaka, który patriotyzm przejął w spuściźnie rodzinnej po ojcu, a wyrazy szacunku niechaj przyjmie od nas jego rodzina, za tak niestrudzone poszukiwania jego mogiły po to, by został pochowany z należnym szacunkiem, w godnym miejscu na cmentarzu w rodzinnej wiosce.

 

1 Więcej o historii lubatowian w niewoli sowieckiej podczas II wojny światowej można znaleźć w Czwartej Księdze Jubileuszowej wsi Lubatowa. Krople pamięci i patriotyzmu, red. P. Domaradzka, M. Parylak, P. Pernal, S. Zając, wyd. Bonus Liber, Rzeszów 2019, s. 319-363.

 

Żródła:
1. Materiały dostępne na stronie IPN
2. Wywiad z Władysławem Borkiem


Powrót